Live: JAROCIN'93 ("mała scena": TESTOR, ACRIMONY, MR. POLLACK, MYSTIFICATION, RIGOR MORTISS, HAZAEL, PASCAL, MORDOR, VIOLENT DIRGE, SPARAGMOS, IMPERATOR, MAGNUS, NECROPHIL, GEISHA GONER, STONEHENGE, SMIRNOFF, BLOODLUST, NECROPHOBIC, VADER)...
Żarocin, Amfiteatr, 05.08.1993
W tym roku organizatorzy postarali się o folder, który rozdawany był za darmo i posiadał wszystkie informacje dotyczące trzech koncertowych dni i nocy. Choć nie zawsze wszystkie informacje były zgodne z prawdą, folder i tak się przydał (chociażby i teraz). Przedstawię wszystkie zespoły, które miały wystąpić tego wieczoru, kolejność jednak była zupełnie inna: HAZAEL, SMIRNOFF, INSOMNIA, CHRIST AGONY, SPARAGMOS, PASCAL, NECROPHOBIC, ACRIMONY, MORDOR, VIOLENT DIRGE, GEISHA GONER, MR. POLLACK, MAGNUS, VADER, TESTOR, MYSTYFICATION, NECROPHIL, IMPERATOR, BLOODLUST. Nie byłbym w stanie zapamiętać ani dokładnej kolejności, ani wszystkich informacji o kapelach, dlatego też będę wspominał tylko o tych zespołach, które w jakiś sposób utkwiły mi w pamięci. Pierwsze zagrało chyba ACRIMONY. Grali tak sobie. Publiczności nie spodobało się zachowanie wokalisty, przez co zespół nie został zbyt miło przyjęły. Dalej kolejności już nie pamiętam. Myślę jednak, że nie jest to najważniejsze. INSOMNIA? Zespół, o którym nigdy nic nie słyszałem, grali dość interesująco (wokalista grał na klawiszach i robił niesamowite pokazy akrobatyczne, przewracając się na scenie). Najgorzej zagrali chyba ludzie z MYSTIFICATION. Każdego denerwowało ich biadolenie i ten skrzeczący wokal. Zespół otrzymał kilka uwag na temat muzyki i poproszono ich o wzięcie sobie czegoś na popęd! Podobał mi się HAZAEL. Koncertowo prezentują się całkiem nieźle. Dobrze zagrał SPARAGMOS i VIOLENT DIRGE. MR. POLLACK (dwóch braci) był niesamowicie potrzebnym odprężeniem. Kilka bardzo szybkich i perfekcyjnie zagranych solówek podniosło publiczność na duchu. Słyszałem okrzyki typu "Borysewicz do gazu!". Ostro, ale umiejętności gitarzysty były bardzo dobre.
Niesamowicie dobrze wyszedł na scenie PASCAL. Zagrali nad podziw ciężko, grali nowe utwory. Może ten materiał będzie czymś zupełnie innym od "Collection Of Destroyed Brains". Kto to wie? Gdy na scenę miał wejść MORDOR wszyscy bardzo długo czekaliśmy na ich perkusistę, który rozkładał się dłużej od niejednej gwiazdy. Grali swoje nowe utwory ruszając w ten sposób publiczność. Trafili akurat na czas, gdy się ściemniało i ich występ W porównaniu z innymi wypadł o wiele lepiej. Dużego pecha miał łódzki IMPERATOR, który swoje utwory musiał grać przy zawalonej scenie. Zła organizacja doprowadziła do chwilowych przerw, wiadomo jednak było wszom i wobec, że wszyscy na coś czekają (nietrudno było jednak domyślć się, na co). Dobrze zagrał znany juz wszystkim SMIRNOFF, na gwiazdę tego wieczoru czekaliśmy do godz. 11. Krótka przerwa na ustawienie sprzętu ciągnęła się w nieskończoność.
Na scenie zapanował mrok i wszyscy już wiedzieli, że wreszcie przyszła pora na najlepszych. Głośne okrzyki VADER! VADER! Ludzie wstają z miejsc i zaczyna się. Mordercze dźwięki "The Ultimate Incantation" powalają wszystkich z nóg. Materiał jest bardzo koncertowy i czuje się różnice poziomów miedzy innymi zespołami! Peter powtarza "O tak, o tak, wygonili nas bracia z dużej sceny, ale my im pokażemy!". I pokazali. Gdyby nie słabe nagłośnienie to koncert byłby znakomity! Publiczność krzyczy: Polska duma. I jest to chyba racja, gdyż nie mamy drugiego tak dobrego zespołu. Koncert mija szybko. Zmęczeni po całonocnej podróży wracamy do namiotów, mimo iż koncert jeszcze się nie skończył. Zagrało jeszcze kilka kapel, których już nie usłyszałem. Koncert był bardzo udany, ale czy lepszy niż w zeszłym roku? Nagłośnienie było o wiele gorsze i nie było miejsca do zabawy. Kłopoty z ochroną i takie tam pierdoły chyba były przyczyną rozwalenia małej sceny. Ciekawe, gdzie się spotkamy przyszłym roku? Może znowu na dużej scenie? Zobaczymy.
Czarny
Powyżej relacja autorstwa Czarnego (INFERNAL DEATH). Znalazła się ona w Hellrizer'zine # 3 i była zostałanapisana okiem muzyka-amatora, który po prostu był uczestnikiem festiwalu. Poniżej dla odmiany publikacja z magazynu "Brum". Autorem jej jest Wojciech Lada (m.in. C.Y.D.H.I.E. GENOCIDE), który był wtedy dziennikarzem magazynu "Brum" (artykuł ukazał się w numerze 1 z 1993 roku ). Tekst wyszperany na stronie festiwalu - o TU :)
Polskiemu metalowi można zarzucić wszystko, ale na pewno nie brak popularności. Od wczesnych godzin rannych tłumy wygłodniałych fanów towarzyszyły zespołom podczas prób. Amfiteatr nieustannie rozbrzmiewał bądź żywymi oklaskami, bądź gwizdami... Koncert rozpoczęli warszawscy weterani - TESTOR. Występ ten udowodnił, że zespół odnalazł wreszcie drogę wśród techno-trashowych podziałów, zmierzając wyraźnie w kierunku nieco "połamanego", żywiołowego hard rocka. Niezły show, perfekcja wykonawcza... byle tak dalej.
Następnie, po zbyt długiej przerwie, na scenie zainstalował się kwintet ACRIMONY. Przez kilkadziesiąt minut widzowie amfiteatru mieli okazję przypomnieć sobie o tym, że istniały niegdyś takie formacje jak KING CRIMSON czy PINK FLOYD. Niestety, nie pomógł feeling instrumentalistów ani charyzma wokalisty i zespół opuścił scenę przy zgodnym chórze gwizdów i tłuczonych butelek.
Obserwując nastroje na widowni byłem absolutnie pewny, że następny wykonawca zostanie pożarty żywcem. Tymczasem zdarzył się cud. Ładne, wesołe melodie, zorientowane na ukazanie gitarowej wirtuozerii Jacka Polaka, trafiły do serc metalowców do tego stopnia, że przy ostatniej kompozycji (Marsz Turecki Mozarta) pod sceną tańczono szaleńcze pogo!. MR POLLACK odszedł w chwale, do oczekujacych go za kulisami rządnych autografu fanów.
Przez następne pół godziny zabawiał słuchaczy banalny i monotonny death w wykonaniu nieznanej grupy MYSTIFICATION, by wreszcie ustąpić miejsca klawiszowym eksperymentom, czyli RIGOR MORTISS. Występ ten zaskoczył chyba wszystkich. Bardzo odważne brzmienie, skomplikowana rytmika, czasem przeradzały się w kontrolowaną kakofonię. Dziwaczny klimat (MINISTRY), kontrasty dynamiczne i wyjątkowa ekspresja sprawiły, że był to jeden z najlepszych koncertów tej nocy. RIGOR MORTISS rozbudził widzów. Ciepło przyjęto bogate aranżacje deathowej INSOMNII, zawodowy show popularnego HAZAELA, a także nowy materiał, powracającej na scenę, techno-thrashowej legendy - PASCAL.
Wszystko to jednak przestało mieć znaczenie, gdy na scenie pojawił się MORDOR. Od pierwszych dźwięków tych pięciu muzyków nie pozostawiło wątpliwości co do swojej klasy. Inteligentnie rozbudowane kompozycje, oparte na niebanalnych płaszczyznach instrumentów klawiszowych przywodziły na myśl raczej klimat art rocka lat siedemdziesiątych niż doom metal. Jedynie deathowy wokal i ciężka, osadzona sekcja rytmiczna przypominały nam, że jesteśmy w Jarocinie i oglądamy jedną z najlepszych polskich grup metalowych.
Po tym imponującym doom metalowym spektaklu nic nie mogło zrobić już większego wrażenia. Blado wypadły, jakby nie było dobre zespoły: VIOLENT DIRGE, SPARAGMOS czy IMPERATOR. Nudziły wtórne utwory MAGNUS i NECROPHIL, choć ich wykonanie i przyjęcie były bardzo dobre.
Należy wspomnieć także o pokazie abstrakcji aranżacyjnej w wykonaniu coraz popularniejszych warszawiaków z GEISHA GONER. Ich straszliwie skompikowane i pozornie niespójne utwory, na scenie układały się w zaskakująco logiczną i konsekwentną całość. Fenomen tego zespołu polega na doskonałym połączeniu wyszukanych form muzycznych z luzem i zabawą. Myślę, że właśnie ta perfekcyjna synteza jest dla GEISHY GONER gwarancją sukcesu.
Dość ciekawym zjawiskiem na metalowej scenie jest zespół STONEHENGE. Ich muzyka to jakby kwintesencja klasycznego amerykańskiego thrash metalu spod znaku METAL CHURCH czy MEGADETH i... solowych płyt Ronniego Jamesa Dio! Wysokie kompetencje muzyków, a szczególnie obdarzonego mocnym melodyjnym głosem wokalisty, zjednały sobie serca widzów, którzy mimo zmęczenia (około 3:00 rano) bawili się znakomicie.
Zabawa trwała także podczas, moim zdaniem nijakich koncertów: SMIRNOFF, BLOODLUST i NECROPHOBIC.
Co zaś tyczy się występu gwiazdy, czyli zespołu VADER, to muszę przyznać, iż osobiście jestem rozczarowany. Oczywiście VADERA należy szanować choćby za ich staż sceniczny, ale to nie wszystko. W porównaniu z młodymi, nowatorskimi zespołami, jakich podczas tej nocy miałem okazję obejrzeć wiele, VADER nie wyróżniał się niczym. Mam wrażenie, że zespół ten zatrzymał się w rozwoju gdzieś w 1988 roku i od tej pory nie stworzył niczego nowego. Cóż jednak jest w stanie zdziałać zawodowa promocja. Dzięki MTV i licznym artykułom prasowym, VADER wzbudził entuzjazm tłumów. Jednak ile może trwać wykorzystywanie własnej legendy? Jeżeli zespół ten nadal stać będzie w miejscu, już wkrótce stanie się po prostu żałosnym dinozaurem. Mam nadzieję, że chłopaki w porę zreflektują się i powrócą do dawnej świetności, do czasów, kiedy byli bezkonkurencyjną gwiazdą undergroundu.
Ogólnie koncert był bardzo udany. Od rana do... rana trwała fantastyczna, pełna entuzjazmu zabawa (pogo, moshing... itp.). Ogromna radość sprawiła mi duża ilość eksperymentów, zespołów wykraczających ewidentnie poza ramy gatunku. Były one bardzo ciepło przyjmowane, co świadczy o rozszerzeniu horyzontów naszych metalowców. Mam nadzieję, że show business dostrzeże wreszcie, iż poziom zespołów metalowych oraz ich popularność także mogą przynosić zyski. Najwyższa pora, niektóre z tych kapel istnieją 6-7 lat!!!
Wojtek Lada (Brum, 01/1993)
Ja w tym roku wybieram się na woodstock :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Kulnaro o kulturze