środa, 11 lipca 2012

Wspomnień czar... Drrrama'88

Live: DRRAMA’88 (1. dzień: SKIDER, AGGRESSOR, TOWER, EGZEKUTHOR, DIZZY, SPIDER, FERRUM. 2. dzień: HEKTOR, ARMAGEDON, SMIRNOFF, HARON, DESTROYER, VINCENT, EGZEKUTHOR)...
Pruszcz Gdański,26-27.08.1988r.

Niewątpliwie śmiałym posunięciem organizatorów „Drrramy’88” było zmontowanie ogólno metalowej imprezy. W dobie thrashu i nietolerancji szczególnie ostro widocznych w życiu polskiej sceny muzycznej założenie by na jednej imprezie obok siebie występowały zespoły komercyjne i thrashowe, stawia organizatorów w rzędzie najodważniejszych ludzi w PRL-u!!!
Niestety obawy co do publiczności sprawdziły się. Dla ludzi zaślepionych NAPALM DEATH nie przemówi choćby najlepiej wykonana komercyjna muzyka. Stąd jej zachowanie w stosunku do swoich „ulubieńców” przybierało różne, ciekawe formy. Nie martwiłbym się przy tym na miejscu komercjuszy, gdyż najgorsza jest obojętność ze strony publiczności, a ta obecna w Pruszczu Gdańskim jej nie wykazywała. Bawiła się dobrze nadmuchiwanymi produktami przemysłu gumowo-antyaidsowego lub trenowała popularne dyscypliny lekkoatletyczne – rzut pomidorem, śliwką, żołędziem do celu. Występowały również różne formy tańca towarzyskiego od ch-chy do walca.
Nie umiały znaleźć się w tych sytuacjach same zespoły. Utarczki słowne z widownią i brak luzu nie świadczą dobrze o profesjonalizmie kapel. Zresztą amatorszczyzna dotyczy większości prezentujących się na „Drrramie” grup.
Impreza rozpoczęła się od mocnego... nieporozumienia. Warszawski SKIDER nadaje się na imprezy większej rangi typu święto osiedlowe, otwarcie nowej piaskownicy na podwórku. Amatorska muzyka wykonana również po amatorsku wskazuje, że trzeba jeszcze ogromnie dużo pracy poświęcić na próbach, by móc pokazać się publicznie.
Słupską scenę... ludową reprezentował thrashujący AGGRESSOR. Tak jak każda muzyka ludowa ta w wykonaniu AGGRESSORA charakteryzowała się prostotą i skocznością zmuszającą do przytupu. Łatwo wpada w ucho i łatwo wylatuje.
To co zaprezentował starogardzki TOWER nie wykracza poza knajpowy poziom zarówno repertuarowo, wykonawczo, jak i wizualnie.
Tego zespołu byłem najbardziej ciekaw. Szczeciński EGZEKUTHOR to wschodząca gwiazda polskiego metalu. Po tegorocznym sukcesie w Jarocinie notowania grupy wyraźnie podskoczyły, co udowodnił na „Drrramie”. Spotkał się z najgorętszym przyjęciem, więc dostąpił zaszczytu występu na końcu imprezy po raz drugi.
Po przerwie spowodowanej zbyt intensywnym powitaniem (śliwki) wchodzącego zespołu DIZZY i troską akustyków o całość sprzętu nastał czas na rodzimy glam. Rejterada DIZZY otworzyła wolne pole dla SPIDERA ze Stalowej Woli.
Nie wykazali stalowej woli i po odegraniu 3 kawałków w prowincjonalnym stylu i takich strojach opuścili scenę ku radości publiki.
Od lat z uporem godnym lepszej sprawy gra to samo warszawskie FERRUM, licząc na sukces, który im wróżę za... 20 lat. Chociaż ze wszystkich komercjuszy zaprezentowali się najlepiej. Ten rodzaj metalu wymaga ciekawych, nośnych chórków, które w wykonaniu na 3 głosy robiły dobre wrażenie.
♫ ♫ ♫ ♫ ♫
Drugi dzień festiwalu rozpoczął deszcz i HEKTOR. Członkowie grupy w sposób niezwykle sugestywny przedstawili obraz zanieczyszczonego morza (patrz wygląd). Gdynianie pokazali jak nie należy grać, zwłaszcza „Angel of Death” SLAYERA. Był to popis indolencji – niedogrywane motywy, wokal 300 razy wolniejszy, niepodobne do oryginału solówki... szkoda gadać! Reszta muzyki (?) rwana, pozbawiona płynności, śpiew (?) szczekający i absolutnie niezrozumiały. Z tego wszystkiego ciekawie wypadło tylko „Boys, Boys, Boys” znanej z cycbangingu SABRINY. Thrashowa wersja HEKTORA znalazłaby miejsce w Sopocie’88... Oczywiście w kabarecie Pietrzaka.
ARMAGEDON przybył z Kwidzyna, żeby pokazać jak lubią KREATORA. Właśnie w tę stronę zdaje się ciążyć ich muzyka, niezła, aczkolwiek zbyt monotonna. Będą z nich ludzie.
Ze SMIRNOFFA nie jestem do końca zadowolony. Zespół o dość dużym stażu nie opanował w dostatecznym stopniu warsztatu. Występ na „Drrramie” nie był ich najlepszym koncertem, a całość obniżają idiotyczne teksty. Trochę pracy i może...
HARON bodaj jako jedyna obok EGZEKUTHORA grupa zagrała profesjonalnie mimo, iż sami muzycy zawsze podkreślają amatorski charakter swojej działalności. Muzyka dynamiczna o swoistej dramaturgii aranżacyjnej wyróżniała się ekspresją wykonania. Przydałoby się jednak większe ogranie, bo zespół nie może sobie poradzić z paraliżującą tremą, która odbiła swe piętno na dwóch pierwszych utworach zagranych nierówno i niedokładnie. Po nieprzewidzianej przerwie (20 minut trwała wymiana bezpieczników) HARON wziął się w garść i pokazał na co go naprawdę stać!
Ten występ zapamięta chyba DESTROYER do końca życia. Nikt nie przewidywał tak wrogiego przyjęcia ze strony publiczności. Nikt też nie przypuszczał, że DESTROYER wykopie sobie grób tym koncertem. Profesjonalny zespół nie wdaje się w dyskusje z widownia, a tym bardziej nie obraża jej nieprzemyślanymi gestami typu poklepanie się po tyłku (wokalista). Warsztatowo zaprezentował się DESTROYER dobrze, widać doświadczenie koncertowe robi swoje. Również dykcja wokalisty zasługuje na podkreślenie. Muzyka zaś jest nijaka – niby thrashuje, ale jakoś bez przekonania i jaja.
Z komercjuszy w tym dniu odważył się wystapić jedynie wrocławski VINCENT. Okropna wersja „I Wanna Be Somebody” WASP i wyjątkowo żenujące oraz kretyńskie gadki z publicznością czekającą na występ...
... EGEZKUTHORA triumfalnie kończącego dwudniowy meeting. Miejmy nadzieję, że tak gorące przyjęcie nie spowoduje wzrostu poziomu sodówy w głowach szczecinian. Jest jeszcze sporo mankamentów w ich muzyce, żeby ponosić się fali entuzjazmu.
Na zakończenie wypadałoby cos wspomnieć o sferze organizacji. Przede wszystkim rzucało się w uszy dobre nagłośnienie. Kilka przerw na wymianę korków rozbijało koncerty, więc postuluję w zaopatrzenie się grubszy drut. Organizatorzy starali się mimo szczupłości środków zapewnić jak najmilszą atmosferę zarówno występującym jak i oglądającym, co nie zawsze z przyczyn obiektywnych udawało się realizować. Od początku widać było duże zaangażowanie, porządek i dosyć dobra informację. Zadbano również o souveniry dla fanów w postaci kaset (m.in. WILCZY PAJĄK, KREON), pism, znaczków i plakatów. Do zobaczenia za rok w Pruszczu Gdańskim.
Rafał Kwiatkowski (dla Thrash’em All)

Relacja z jednego z numerów Thrash'em All - jeszcze z tych xerowanych (i bez podwójnego pakietu CD he he). Nie sugerując nic nikomu mam wrażenie, że autor (delikatnie mówiąc) mało nie rozpłynął się nad zespołem HARON, w którym to bębnił przecież "naczelny" tego (jeszcze) zina...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz